Zamieszanie wywołane przez brutalne morderstwo Barbary Lebiedzińskiej odczuwano w całym mieście. Centralne pytanie, które dręczy mieszkańców od prawie ćwierć wieku brzmi: czy jej siostrzeniec, będący wówczas piętnastolatkiem, jest sprawcą? Sprawa ta pozostaje niewyjaśniona do dziś. Dzisiaj rozpoczęło się jednak rozprawę sądową, a oskarżony nie przyznaje się do zarzutów.
Po trzech latach od momentu aresztowania w Stanach Zjednoczonych i prawie 24 lata od tragicznej śmierci ciotki, 39-letni mężczyzna musiał stawić czoła polskiemu sądowi. Bliscy Barbary Lebiedzińskiej z niecierpliwością wyczekiwali tej chwili przez wiele lat, mając nadzieję, że wyjaśnienie szczegółów tej brutalnej zbrodni umożliwi im powrót do normalnego życia.
– Kiedy ktoś umiera na skutek wypadku lub choroby, można się do tego jakoś przyzwyczaić, ale przez 24 lata żyjemy ze śmiercią naszej matki, która w ostatnich chwilach swojego życia musiała cierpieć niewyobrażalne bóle – mówi Agnieszka Lavelle, córka Barbary Lebiedzińskiej.
Prokurator potrzebował kilkunastu minut na odczytanie listy i opisu obrażeń, które doznała Barbara Lebiedzińska. Kobieta została bezlitośnie pobita. Sprawca uderzał ją pięściami, atakował tępym przedmiotem i próbował udusić.